Celestún

Miała być wycieczka łodzią w poszukiwaniu flamingów. Najpierw rano, później przed południem. Ale morza nie ma bo jest odpływ… Czyżby nie można było tego przewidzieć? Już straciliśmy nadzieję i zbieramy się do odjazdu aż dowiadujemy się, że możemy sami pojechać do Celestún i tam na pewno można wynająć łódkę i flamingi zobaczyć. W sumie nie nadkładamy za bardzo w ten sposób drogi, więc postanawiamy spróbować. Cała ta Isla Arena wyszła nam trochę przypadkiem. Szukaliśmy jakiejś kwatery w Celestún ale nie było nic wolnego. Wyspa na którą trafiliśmy kilometrowo jest bardzo blisko (morzem), ale drogami trzeba zrobić ogromne koło. Najpierw kilkadziesiąt kilometrów prostą, wąską drogą przez namorzyny, póżniej przez wioski drogą która czas swojej świetności ma dawno za sobą i prawie znika od czasu do czasu. Ale dojeżdżamy i łódki wożące na oglądanie flamingów faktycznie są. Jest też kasa i cennik – 1800mxp za łódkę dla max 6 osób. Od razu pojawia się przewodnik i oferuje nam swoje usługi jako english speaking guide. Nam i jeszcze innej 4-osobowej rodzinie. W sumie jest nasz szóstka – idealnie. Wspomniana rodzina mówi, że nie potrzebuje anglojęzycznego przewodnika. Ja mówię, że my też nie i przewodnik daje spokój. Pytam skąd jesteście? Z Hiszpanii. OK… to ja nie będę za bardzo szpanować moim hiszpańskim 🙂
Kupujemy bilety w kasie – wychodzi 300mxp/os. Flamingi są! W dużej ilości 🙂
Później jeszcze jazda do Chichén Itzá.