Merida

Wreszcie mamy trochę luzu i wstajemy bez pośpiechu. Fotografuję wnętrza naszej posady i piękne rośliny. Chodzę z aparatem na szyi. Zauważa to właścicielka i stwierdza, że chyba nie chcę tak wyjść! Upewniam się czy dobrze rozumiem i tak, mam pod żadnym pozorem nie wychodzić na miasto z aparatem powieszonym na szyi! To niebezpieczne – pójdą za nami i w jakimś zaułku napadną! Nie obnosiliśmy się ze sprzętem foto, ale też nie popadaliśmy w paranoję. Może dobrze, że ktoś nam przypomniał gdzie jesteśmy zanim było za późno. Zdjęcia, owszem, można na mieście robić, ale należy wyjąć aparat z torby, zrobić zdjęcie i schować do torby. Męczące na dłuższą metę.
Spacerujemy po Meridzie, focić w sumie nie ma co 🙂
Wieczorem planujemy jakiś tour the bar ale też nie bardzo jest gdzie iść. W jakimś lokalu zamówiliśmy po drinku i… wywalili nas od stolika. Moglibyśby siedzieć, ale na stolik należy kupić przynajmniej jedną butelkę rumu… To ponad nasze możliwości 🙂
Tuż obok przechodzą dziewczyny ubrane bardzo imprezowo a jedna ma wyjątkowo karaibskie pośladki i super wąską talię. Anetka sprowadza mnie na ziemię – w tyłku silikon, a talia taka bo operacyjnie wycięte dolne żebra. No tak, jesteśmy w kraju operacji plastycznych…