Merida

Rano jeszcze przyglądamy się z łodzi jak wygląda połów krabów. Na płytkiej wodzie rozciągane są linki z haczykiem co kilka metrów na którego nabija się mały kawałek mięsa kurczaka. Zostawia się to na jakiś czas aż kraby się zejdą i zainteresują mięsem. Wtedy wyciągając linkę wyciąga się ją razem z krabem, bo ten swojego obiadu nie chce zostawić i trzyma się go mocno… Niestety niedługo sam stanie się obiadem…
Po dotarciu na ląd przesiadamy się do naszego auta – leciwego Land Cruisera, który sprawuje się bardzo dobrze, a jedyny mankament to spaliny diesla cały czas wlatujące nad tylne siedzenia pomimo pootwieranych okien… Ciężko się do tego przyzwyczaić, szczególnie na krętych górskich drogach.
Robimy jednak wiele przystanków, np. na plantacji kawy, gdzie oglądamy same rośliny, jak i cały proces przetwarzania ziaren (ale bez palenia).
Następny postój to produkcja cukru trzcinowego. To jest hit. Muzyka gra na cały regulator – reggaeton i kumbia – nasze klimaty! W wielkich kadziach gotuje się sok z trzciny cukrowej, na bieżąco przelewana jest zawartość z jednej kadzi do drugiej, aż w ostatnim etapie powstają brunatne bryły cukru wielkości cegły.
Na koniec jedziemy jeszcze na umówiony paragliding. Czujemy, że chcieliśmy za dużo na raz w tym dniu, ale idziemy latać! W tandemie oczywiście, z doświadczonymi pilotami. Po wylądowaniu wracamy na noc znów do Meridy. Nocleg ponownie w Posada la Montaña (440 Bf /2os x2 noce).