Catatumbo

Od dawna chciałem zobaczyć Catatumbo i spektakle wyładowań atmosferycznych które dzieją się tam niemal każdego dnia. Jesteśmy tak blisko i nie moglibyśmy zmarnować tej okazji 🙂
Droga samochodem nie jest krótka, ale zatrzymujemy się wielokrotnie, a to żeby coś zjeść, a to obejrzeć jaskinię, a to wodospad czy urokliwe miasteczko. Późnym popołudniem przesiadamy się do łodzi. Nasi przewodnicy, Manuel i Tillo wydają się mieć wszystko zaplanowane i perfekcyjnie zorganizowane jakby był to ich chleb powszedni. Tylko, że turystów nie ma… Mamy nadzieję, że ten piękny kraj wróci w końcu do dawnej świetności. Lata później, kiedy piszę te słowa, widzimy, że raczej wszystko zmierza w tą jeszcze gorszą stronę…
Tymczasem jesteśmy na łodzi, prowiant został zakupiony (między innymi kosz krabów…) i płyniemy wgłąb jeziora Maracaibo. Noc spędzimy na pływającej (chyba) klatce, śpiąc na świeżym powietrzu w hamakach. Przed kolacją jeszcze płyniemy na nocną misję. Wypatrujemy świecących w ciemności oczu kajmanów i w pewnym momencie Manuel szybkim ruchem łapie jednego za kark i wyciąga na pokład. Są emocje kiedy maluch zaczyna się wyrywać. Nie męczymy go za bardzo i wypuszczamy. Wracamy na kolację – kraby z frytkami już czekają, a po chwili rozpoczyna się spektakl! Jakbyśmy byli na skraju burzy! Pioruny walą jeden za drugim, tylko wcale nie słychać grzmotów. Podziwiamy zjawisko chyba z godzinę i w końcu nam się nudzi i pakujemy się do hamaków 🙂