Lhasa

Koniec podróży busem. Tą noc już spędziliśmy w Lhasie. Po śniadaniu punkt obowiązkowy – Pałac Potala – rezydencja dalajlamów. Obecny – Dalajlama 14-ty tu nie urzęduje. Od wielu lat przebywa na uchodźctwie w Indiach. Wnętrza piękne i warte obejrzenia, choć to już bardziej muzeum niż oryginalny pałac. Wewnątrz ciasno, a turystów dużo. Przewodnik nas pogania i nie ma czasu oglądać tyle ile by się chciało. Mamy na bilecie określony czas po którym musimy opuścić pałac. Jeśli się spóźnimy to biuro turystyczne nie dostanie wejściówek do pałacu dla kolejnych swoich klientów. Przewodnikowi więc zależy. Tak to działa…
Lhasa to ważne miasto dla pielgrzymów – wielu ich widać z malą w jednej ręce i młynkiem modlitewnym w drugiej, podobnie jak w Shigatse. Ważne też dla turystów – zagranicznych i chińskich. Tych ostatnich jest tu bardzo dużo. Odnosimy wrażenie, że czują się tu u siebie. Ot, zwykłe stare miasto i zabytki. Z resztą sami mieszkańcy Lhasy to pół na pół – Tybetańczycy i Chińczycy. Chiński rząd pozbywa się Tybetańczyków i ich odrębności w sposób skuteczny, nawet niekoniecznie używając siły, na przykład oferując dobre warunki i preferencyjne traktowanie dla mieszanych chińsko-tybetańskich małżeństw… Stara kultura znika po cichu i wkrótce zostanie już tylko w muzeach, w obiektach pięknie przez władzę ludową odrestaurowanych…