Rano mamy lot na Los Roques.
Bilety mamy kupione już dawno. Skorzystaliśmy z kontaktu jaki dała nam Zulaine w Canaimie kilka tygodni wcześniej. Archipelag Los Roques jest drogi, tak loty, jak i kwatery i wszystko. Tzn. nie jest drogi, ma normalne ceny, bo wszystko wyceniane jest w dolarach. To reszta kraju jest tania przez szalejącą inflację.
Lot nad Morzem Karaibskim jest bardzo widokowy! Na miniaturowym lotnisku Zulaine już na nas czeka. Witamy się jak starzy znajomi i prowadzi nas do naszej kwatery – tej którą zarządza. Wszystko nam się podoba! Mieszkamy na jedynej zamieszkałej wyspie archipelagu – Gran Roque.
Po południu wynajmujemy transport motorówką na niedaleką wysepkę Francisqui. Miejsce przepiękne! Biała delikatna plaża, turkusowa płytka woda, ładna drewniana restauracyjka gdybyśmy zgłodnieli. W zestawie z transportem mamy parasol plażowy i dwa krzesełka 🙂