Wysiadamy w Barinas, od razu pytanie – my na wycieczkę? Tak, chodźcie. Pakujemy się do terenówki i ruszamy. Pytam się ile osób będzie w grupie. No jak to, tylko wy! Jedziemy na Los Llanos. Wyszedł po nas Manuel. Będzie naszym przewodnikiem. Jeszcze jest Tillo – kierowca. Takie czasy – każdy turysta na wagę złota. Jadą specjalnie dla nas. Obaj bardzo sympatyczni i super profesjonalnie podchodzący do sprawy! Po wielu latach Anetka wciąż ma z nimi kontakt na FB. Manuel wciąż powtarzał, że ożeni się z dziewczyną z Polski 🙂 Nie dotrzymał słowa, wyjechał w końcu do Chile i ożenił się z Chilijką. A może stało się to dopiero po tym jak Anetka została moją żoną? 🙂
W drodze padł pomysł, żeby może jeszcze „zaliczyć” rafting. Był, płynęliśmy znów tylko my sami z sympatyczną parą przewodników, ale warunki wodne i rzeczne były tak słabe, że nie ma o czym pisać…