Indie

Ta podróż miała się odbyć w 2020 roku, ale covid pokrzyżował nam plany. Dwa lata wcześniej byliśmy w Nepalu i Himalaje wyjątkowo nam się spodobały. Tak narodził się pomysł pojechania do Ladakhu – do indyjskiej części Himalajów.
Wszyscy piszą, że indyjskie Himalaje to jak Nepal 30 lat temu – góry niekomercyjne, niezagospodarowane, tanie. Tak faktycznie wciąż jest, choć krajobrazowo Ladakhowi bliżej do Tybetu. Duża wysokość i bardzo sucho. Krajobraz wręcz pustynny. Nie bez powodu nazywany jest Małym Tybetem. Rdzenna ludność to Ladakijczycy, ze swoim własnym językiem Ladakhi, brzmiącym zupełnie jak tybetański. Głownie buddyści. Ale są oni też obywatelami Indii z widocznymi hinduskimi zachowaniami. Interesująca mieszanka.
Góry na początek, ale co dalej? Zazwyczaj podróże kończymy nad ciepłym morzem, ale w Indiach to by oznaczało Goa (już byliśmy) lub Keralę (też znamy). I nagle pojawiło się olśnienie – ile kosztują loty z Indii na Malediwy? Niedrogo – kilkaset złotych! No to jest plan!
A co jeszcze pomiędzy? Punjab ze świętym miejscem sikhów – Złotą Świątynią w Amritsarze. A następnie Dharamsala – miejsce urzędowania 14-go Dalajlamy od kiedy opuścił Tybet. W dodatku mniej więcej w czasie kiedy tam będziemy będzie osobiście prowadził nauki – i już wiemy jak się na nie dostać!
Robi się z tego wszystkiego bardzo interesująca kulturalno-wieloreligijna podróż z finiszem na Malediwach. Zaczynamy!