Dzień trochę gorszej pogody, pochmurno i trochę kropi. Postanawiamy zwiedzić wyspę gdzie mieszkamy – Gran Roque. Wcześniej mówiono nam, że po co jechać na to Los Roques, tam tak drogo a takie same plaże są w Chichiriwitche. Byliśmy w obu miejscach i z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że NIE, to nie jest to samo! Los Roques to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie w życiu widzieliśmy!
Wreszcie możemy odpocząć po tej całej Wenezueli. Wreszcie jest bezpiecznie. Można chodzić z aparatem na szyi, jest NORMALNIE! Im dłużej jesteśmy w tym kraju tym więcej wiemy i tym więcej widzimy. Zulaine w pewnym momencie tłumaczy, że ma dwa telefony komórkowe – normalnie używa iPhona, ale jak jedzie po coś do Caracas to bierze jakiś stary. Gdyby wyjęła iPhona to, jak mówi, zaraz by ją ktoś napadł… Mieszka w tym kraju, więc chyba wie… Albo to, że zwykli ludzie bardziej boją się policji i wojska (władzy), niż przestępców… Albo, że zazwyczaj w wypadku napadu, nawet w biały dzień, nie ma co liczyć że ktoś ci pomoże – wszyscy uciekną udając, że nie widzieli. A jeśli napadnięty jest turystą to tym bardziej – przecież to zgniły kapitalista… Dekady propagandy zrobiły swoje…