Xi’an

Dzień zasłużonego odpoczynku. Penetrujemy różne zakamarki miasta, ale też tego dnia musimy zorganizować bilety lotnicze do Indii. Robimy to przez telefon, siedząc na murku, podłączeni do Starbucks-owego WiFi. Wcześniej byliśmy tam na kawie, więc hasło mamy legalnie 🙂
Z biletami niestety jest problem. Ani nie jest tanio, ani nie ma dobrego połączenia… Jak się okazało oferta która wcześniej widzieliśmy nie miała w cenie bagażu, o czym można się dowiedzieć dopiero próbując kupić bilet. Natomiast dodanie bagażu kosztuje drugie tyle co bilet! Tak, więc uwaga na bilety w Chinach! Próbujemy jeszcze wypytać w naszym hostelu, ale jedno co mogą nam zaoferować to poszukanie połączeń w wyszukiwarce w telefonie… Pani nas ostrzega, żeby uważać na którąś z linii bo leciała nią ostatnio za granicę, nie doczytała, że w cenie nie ma bagażu i słono zapłaciła na lotnisku. Finalnie kupujemy co jest (ale z bagażem w cenie) – lot Xi’an -> Shenzhen -> Kuala Lumpur -> Kochi.
Wieczorem próbujemy zorganizować wegetariański obiad na ulicy ale okazuje się to praktycznie niemożliwe. Przygotowaliśmy sobie nawet na translatorze w komórce odpowiedni napis – że chcemy bez mięsa. Pokazujemy go i wydaje się, że wszystko zadziało jak należy, aż dostajemy talerze pod nos, a tam… rosołek z pływającymi kawałkami mięsa. Drugie danie podobnie… Chiny.